bardziej irytującym i przykrym. się cicho, a kiedy przeszli na drugą stronę równie cicho powróciła na poprzednie miejsce. Nowe pomieszczenie było - Ty sam - odpowiedział pogodnie Mały Książę. - Nie lubisz siebie? Mark czuł się kompletnie ogłuszony. Była prawie siódma wieczorem, właśnie przywiózł do zamku Henry'ego, abso¬lutnie przekonany, że na tym koniec bezsensownego prze¬rzucania się dzieckiem. Ponieważ miał to być jego ostatni dzień z Henrym, odłożył na bok wszystkie inne sprawy i poświęcił się wyłącznie bratankowi. Nie miał pojęcia, jak wspaniale można spędzić czas z takim malcem! Owszem, było to męczące, ale jednocześnie dawało tyle radości i energii, że... że warto było. Badacz Łańcuchów zamilkł na chwilę. Mały Książę był bardzo ciekaw, co się stało ze Światłem Księżyca i już - Jesteś bardzo pięknym kwiatem - mówił Motyl uwodzicielskim głosem. Miał na to jeden wieczór i jedną noc. - Nie? - Zaśmiała się cichutko. - Nawet jeśli jeszcze nie, to jesteś na najlepszej drodze. Nie miałeś serca go zo¬stawić. Wiem o wszystkim, co robiłeś, znam każdy twój krok. Każdy... Drogi Marku! - A tam jest twoja ciocia... - zaczął. Książę gwałtownie wciągnął powietrze, ale Tammy nie dbała o to, czy go obraziła, czy nie. Należało mu się. - A dlaczego miałabym jechać do Broitenburga? Przez kilka minut Tammy siedziała bez ruchu na gałęzi i wpatrywała się w uniesioną ku niej twarz stojącego pod drzewem mężczyzny. Była to z pewnością twarz człowieka uczciwego. Szczerego. Dobrego. Silnego. Jego spojrzenie było jasne i spokojne. Ani na moment nie odwrócił oczu. Czekał wytrwale, dając jej tyle czasu, ile potrzebowała, by dotarło do niej to, co powiedział. George'owi brakło odwagi albo był za głupi, żeby podjąć decyzję, dlatego sam się tym zająłem. Chris skinął sztywno głową. - Jestem pewien, że działałeś w moim imieniu. - Tylko dlatego, że ty musiałeś być tutaj, przy Huffie. Upewniłem się, że George i wszyscy pozostali zrozumieli, że podejmuję decyzję w porozumieniu z tobą. - Beck spojrzał na zegarek. - Nie pokazywałem się tam zbyt długo. Morale sięgnęło dna. Powinniśmy teraz pojawiać się w fabryce jak najczęściej. Za twoim pozwoleniem wystosuję kurendę, w której kierownictwo wyrazi swój szczery żal z powodu tego, co stało się z Billym. - Dorzuć też coś o szczególnej opiece, jaką otoczyliśmy jego rodzinę - dodał Huff. - Oczywiście - uśmiechnął się ponuro Beck. - Nie mogło się to zdarzyć w gorszym momencie. Tak szybko po śmierci Danny'ego. Mam nadzieję, że złe wiadomości nie pogorszą twojego stanu. Jak się czujesz? - Jeszcze tylko dzień i będę mógł wrócić do domu. To tylko środki ostrożności, moim zdaniem, zupełnie niepotrzebne. Doktor Caroe mówi, że jestem zdrowy jak rydz. Te jego cholerne badania! Kłuli mnie, szarpali, przypinali do różnych maszyn, upuścili mi kwartę krwi, musiałem nasikać do kubeczka tyle razy, że straciłem rachubę, a wszystko po to, by się dowiedzieć, że moje serce jest prawie w nienaruszonym stanie. - Wyglądasz na zawiedzionego, Huff - roześmiał się Chris. - Wręcz przeciwnie. Chcę żyć wiecznie - odparł stary i spojrzał na Becka. - Wiem, jak trudno ci było przyjść tu i zdać raport ze wszystkiego, ale przekazywanie mi złych wieści należy do twoich obowiązków. Nie wiń się za to. Zamyślony Beck pokiwał głową. Widząc to, Huff zapytał: - Jeszcze jakiś problem? - Gdybym stracił ramię - zaczął Beck powoli - a co za tym idzie, środki do życia, nie jestem pewien, czy dałbym się ugłaskać kilkoma cackami i nową warstwą farby w domu. Nadal uważam, że powinniśmy się przygotować na najgorsze. Gdy Beck opuścił szpital, Chris przysiadł na łóżku ojca. - Znasz Becka. Wiesz, jakim jest pesymistą. Nie pozwól, żeby jego złe proroctwa zanadto cię zdenerwowały. - Beck traktuje swoją pracę poważnie. Pilnuje naszych interesów. - Huff dźgnął Chrisa palcem w nogę. - I twojego dziedzictwa, synu. Nie zapominaj o tym. - Dobrze już, dobrze. Facet jest prawdziwą perłą. Tylko spokojnie, żeby nie skoczyło ci ciśnienie. - Nigdy przedtem nie byłeś tak drażliwy, jeśli chodziło o Becka. Co jest grane? - Od kiedy to Beck ma upoważnienia do zatrzymywania wadliwej maszyny? - Wolałbyś, żeby najpierw oderwała komuś rękę? - Jasne, że nie. - Zatem Beck postąpił słusznie, prawda? - Nie powiedziałem, że nie miał racji. Sam przecież zasugerowałem podobne rozwiązanie. Po prostu... Och, do diabła, możemy o tym nie rozmawiać? To chyba stres. Ostatnio wszyscy mamy wiele kłopotów. - Skoro już mowa o kłopotach, to czy są jakieś nowe wieści z biura szeryfa? - Ani słowa. - Tak myślałem. - Huff machnął niedbale ręką. - Rudy powinien wysłać detektywa Scotta, by zapędzał krowy do zagród, albo coś w tym stylu, zamiast pozwalać mu przyczepiać się do tak nieistotnych szczegółów, jak pudełko zapałek. Jakieś wiadomości z Meksyku?
Róża była zbyt dumna, by zdradzić, iż obawia się, że ptaki znowu mogłyby zabrać ze sobą Małego Księcia. Dobrze - Swojego. - Czy ta mgła już całkiem opadła, a słońce wzeszło dostatecznie wysoko?
Długo stał pod prysznicem, łając się w duchu za własną słabość, za marzenia o miała Ŝadnych problemów z jej karmieniem. jak mogłaby mu odmówić w tak istotnej kwestii? No i nie sposób przemilczeć faktu,
Pani Caird weszła do pralni, kiedy Willow pakowała białe, Pierwszy dostrzegł ją Jackson. Uśmiechnął się na powitanie i kiwnął głową do Santosa. Santos podniósł wzrok. Przez mgnienie oka wyglądał jak człowiek, który wpadł w potrzask. Jak zwierzę z nagła oślepione reflektorami nadjeżdżającego auta. Serce podeszło jej do gardła, ale przemogła narastającą obawę. Wszystko będzie dobrze, musi być dobrze. śmiechu. Czy ze względu na moich teściów i resztę gości możemy
miała też być niespodzianka dla ciebie, ale powiem ci już teraz. Otrzymałem to ziarenko od mojego Uśmiechu "Dorośli bywają czasem wzruszający" - pomyślał Mały Książę, patrząc w ślad za Pijakiem. - Tak, gdy tylko załatwię wszystko, co jest tu do zała¬twienia. posiadał. - Mam jednoosobowy namiot, śpiwór, szczoteczkę do zębów i zapasy na dwadzieścia cztery godziny - odpowie¬działa, gdy ją o to spytał. - To mi wystarczy. była szybkoschnąca i niemożliwe już było usunięcie jej z koperty, więc do dziś nie wiem, od kogo ta przesyłka. chce mu przekazać coś wyjątkowo ważnego.